wtorek, 30 lipca 2013

Zapoznanie.

- Witam wszystkich zgromadzonych bardzo serdecznie! - rzekł doniosłym głosem mężczyzna na scenie. - Nazywam się Marcus D. Hall i jestem dyrektorem tej szkoły.
Lumen stwierdziła, że dyrektor bardziej wygląda na starą gwiazdę rocka niż na jakiegoś businessmana. Miał on siwe włosy do ramion, lecz musiały być farbowane, bo nie wyglądał na więcej niż czterdzieści parę lat. Miał na sobie niechlujny frak z przypiętymi do niego srebrnymi i złotymi przypinkami, łańcuchami i ćwiekami. Także kilka tatuaży zdobiło jego ciało. Lecz najbardziej dziewczynę fascynowały jego buty. Miał on bowiem srebrnego węża, który oplatał obuwie, a jego paszcza znajdowała się tam gdzie czubek buta. Wyglądało to niezwykle efektownie i... drogo. Jedynie powagi dodawały mu kwadratowe okulary, chociaż ich oprawki też były ze złota.
- Pierwszoklasiści! Za mną znajdują się nauczyciele, którzy będą was uczyć przez najbliższe lata. Powitajmy ich brawami bardzo serdecznie! - gdzieś tam i ówdzie można było usłyszeć jakiś entuzjazm, lecz większość uczniów, już znużona, zerkała na zegar powyżej głowy dyrektora.
- Tak, a więc zaczynamy kolejny rok szkolny. Nie będę przedłużał swojego przemówienia, więc tylko przypomnę, że w razie wszelakich problemów proszę się zgłaszać do mnie... a raczej do naszej wspaniałej vice dyrektor. A o to i ona, Carmen Jones! - Hall podniósł do góry rękę ładnej mulatki po 30, która nie była zadowolona z tego, że jej szef narzuca na nią swoje obowiązki.

- Plany zajęć proszę sobie wydrukować ze strony naszej szkoły lub zgłosić się po nie do recepcji. Jeśli to już wszystko to możemy koń...
- Klucze do pokoi.
- Hm?
- Gdzie są klucze do pokoi! - Jones szeptała ze złością do dyrektora.
- Ach, tak, oczywiście! Dziękuję Carmen... to znaczy pani vice dyrektor! Ci którzy mają przydzielony akademik muszą iść do recepcji po klucz do pokoju.
Dziękuję wam bardzo! Byliście wspaniali! A teraz udajcie się odpocząć, bo od poniedziałku zaczynamy zajęcia! - dyrektor od razu wyszedł za kulisy, a za nim Carmen Jones i reszta nauczycieli.
- Czyli i tak i tak trzeba iść do tej cholernej recepcji. Matko, przecież tam będzie dłuższa kolejka niż do muzeum. - lamentowała Lumen.
- Właśnie, Lumen, Ace, wy będziecie mieszkać w akademiku czy normalnie w domu? - spytała się Evellyn.
- Ja mieszkam w akademiku, dlatego nie podoba mi się, że muszę stać w tej chorej kolejce po jeden klucz! Jakby nie mogli rozdawać je przed wejściem... - odpowiedziała Lumen.
- Ja tak samo. A ty księżniczko?

Eve zaczerwieniła się po słowach Lucasa.
- Ech, ja mieszkam z rodzicami. Niedaleko mamy rezydencję.
- To ty jesteś od tych słynnych McCarty? Ci od tych broni? - spytał się Ace uśmiechając się szeroko.
- Tak. Mój tata stworzył tą firmę. - odpowiedziała nadal czerwona Evellyn.
- Wow, Eve! Przecież oni robią bronie nawet dla naszego rządku! Karabiny, bazooki, wszystko! Niesamowite!
- Skoro tak uważasz. - rozpromieniła się dziewczyna łapiąc się za nadgarstki. W tym momencie telefon zaczął jej dzwonić. Spojrzała na niego i szybko odpowiedziała:
- Oj, miło mi się z wami rozmawiało, mam nadzieję, że spotkamy się w poniedziałek wszyscy razem. Teraz musze lecieć, tata po mnie przyjechał, na razie! - pomarańczowowłosa dziewczyna jak szybko przybiegła do ławki Lumen, tak samo szybko wybiegła z sali.
- Na pewno się jeszcze spotkamy, księżniczko. - pomachał do niej Ace. - Różyczko? - teraz zwrócił się do Lumen.

- Nie mów tak do mnie.
- Dobrze, różyczko. Chciałem tylko powiedzieć byś uważała na tą małą.
- O co ci chodzi?
- Nie zauważyłaś?
- Czego nie zauważyłam? - zdziwiła się dziewczyna.
- Gdy zapytałem się Eve czemu jest w akademii złapała się za nadgarstki i wykręcała się z odpowiedzi.

- Tak, pamiętam. Powiedz szybko o co ci chodzi, bo muszę czym prędzej ustawić się w kolejkę. - ponaglała go Lumen.
- Też musiałaś zauważyć, że pod bluzką miała zgrubienie z okolicach nadgarstków. Czyli musiała coś tam mieć.
- Bandaż. Miała tam bandaż. Widziałam go, gdy spojrzała na zegarek. Wtedy jej rękaw podwinął się trochę do góry.

- Właśnie!
- Pewnie się tnie, dużo głupich nastolatek tak robi.
- Za samo cięcie się nie dostaję się do Psycho Academy. Musiała podciąć sobie żyły. Pewnie chciała popełnić samobójstwo, lecz nie udało jej się. Nawet podejrzewam, że mogła to zrobić nie pierwszy raz i w końcu rodzice zareagowali. PA to idealna szkoła dla dzieci bogaczów, które nie mają wszystkiego w porządku pod sufitem. Pewnie wszystkim znajomym mówią, że jest w bardzo drogiej i rekomendowanej szkole prywatnej. 
- Brawo, Sherlocku! Ale dlaczego mówisz mi o tym wszystkim? - skomentowała Lumen.
- Ach, różyczko. Ta szkoła może ma za zadanie polepszania psychiki uczniów zanim osiągną pełnoletniość, ale jest całkowicie odwrotnie. Tak jak mówiłaś, tu wszystko jest chore, a najmniej chorzy są uczniowie. Dlatego uważaj na nią, bo osoby słabe psychicznie nigdy sobie nie poradziły w tej szkole.
- Dobrze, Acemann. Mniejsza o to, zobaczymy jak życie się potoczy. Jak będzie chciała sobie podciąć żyły przy mnie to chyba oczywiste, że ją zatrzymam, bo jeszcze oskarżenia padną na mnie, a nie mogę sobie na to pozwolić, ale to co robi w domu to jej sprawa. - niecierpliwiła się białowłosa.
- Nie jesteś zbyt uczuciowa, prawda? - nagle uśmiech Ace stał się ponury, a oczy nieobecne.
- Emocje przeszkadzają nauce.
- Lub ją uskrzydlają - powiedział po chwili już obecny chłopak.
Lumen uśmiechnęła się pierwszy raz odkąd tu była. Teraz wstała i kierowała się do recepcji.
- To będzie ciekawy rok. - skomentowała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz