czwartek, 1 maja 2014

Po 20 minutach stania w kolejce, Lumen dostała klucz do swojego pokoju. Nr 39. 3 piętro. Jechała teraz windą z dwójką punków, którzy nie mogli przestać się lizać. Gdy w końcu stanęła przed swoimi drzwiami głęboko wciągnęła powietrzę. Recepcjonistka powiedziała dziewczynie, że jej współlokatorka już się wprowadziła do pokoju. Lumen obawiała się kto to może być. Miała tylko nadzieję, że będzie to osoba cicha, która nie będzie wpieprzać się do jej życia. Pociągnęła za klamkę. Drzwi były otwarte, więc weszła do środka.
Pokój nie był za duży, ale większy od więziennej celi. Pomieszczenie było urządzone skromnie i surowo, ale to w ogóle nie przeszkadzało dziewczynie. Po lewej stronie znajdowały się drzwi, prawdopodobnie do łazienki. Na środku pokoju stały dwa łóżka, a obok nich stoliki nocne. Na jednym z łóżek leżała dziewczna...
  • Cześć. - rzuciła Lumen.
Dziewczyna kiwnęła głową. Rose zadowolona, że współlokatorka nie jest skora do rozmowy zwróciła się ku swoim walizką, które już leżały na łóżku po lewej stronie. Akademia zadbała o to, aby uczniowie nie musieli dźwigać toreb i dzień szybciej, wieczorem, przyjeżdżał bus, który zabierał walizki od uczniów i umieszczał je już w pokojach.
Gdy Lumen rozpakowywała się, dziewczyna obok leżała i wciąż patrzyła się w ścianę przed nią. Współlokatorka miała czarne włosy przed ramiona z końską grzywą. Była wychudzona i prawie równie blada jak Lumen. Jej czarne oczy przypominały paczadła rekina.
Białowłosa poczuła, że powinna zapytać się swojej koleżanki z pokoju o imię i może wyznaczyć jakieś zasady.
  • Nazywam się Lumen Rose. A ty?
Współlokatorka jakby wybita z transu powoli przesuwała głowę do rozmówczyni.
  • Verona Asch. - odpowiedziała cicho.
  • Dobrze. Słyszałam, że mieszkasz tu już rok, więc może masz mi coś do powiedzenia. Albo chcesz wyznaczyć jakieś zasady? Powiedz prosto z mostu.
  • Duchy.
  • Słucham?
  • Duchy. W nocy można usłyszeć ich jęki. Chodzą po korytarzach, krzyczą, czasem drapią pazurami po drzwiach lub uderzają łańcuchami ściany.
Lumen myślała, że się przesłyszała. Potem zaczęła się śmiać, ale jak zobaczyła poważną minę Asch, to spoważniała.
  • Przecież duchy nie istnieją.
  • Istnieją! Przekonasz się dziś w nocy. Nie jedna osoba wątpiła w duchy, ale po nocy tutaj zobaczysz się mylisz.
Lumen Rose nie pierwszy raz słyszała o ludziach, którzy wierzyli w duchy, a nawet je słyszeli czy widzieli, lecz nigdy nie musiała mieszkać z taką osobą pod jednym dachem.
  • Powiedziałaś o tym komuś z dyrekcji czy chociaż z recepcji?
  • Myślisz, że jestem stuknięta? Oczywiście. Dali mi tylko środki nasenne i powiedzieli, że dzięki temu lepiej będzie mi się spało i nie usłyszę żadnych głosów. To chyba oczywiste, że jak biorę te leki to nic nie słyszę, bo nie mogę się wybudzić ze snu. Jak się skończyły to znowu budziłam się i słyszałam te jęki, a nawet nasiliły się...
  • A z kimś z pokojów obok...?
  • Oni uważają mnie za wariatkę.
  • Czyli oni nic nie słyszeli? - dociskała Lumen.
Zauważyła, że Verona pod tą wielką grzywką jest naprawdę ładną dziewczyną, ale mega zaniedbaną. Dopiero dostrzegła wielkie wory pod oczami i szare zęby i paznokcie.
  • Tam każdy zażywa te prochy! Po tym jak się poskarżyłam, to każdemu je wcisnęli. A nawet jakby ktoś słyszał, to się nie przyzna.
  • Dlaczego?


  • Witamy w Psycho Academy. Spróbuj powiedzieć lub zrobić coś nienormalnego to będziesz mieć plakietkę wariata do końca pobytu. Jeśli w ogóle się stąd wyjdzie...
  • Nie może być aż tak źle, to tylko szkoła.
  • Spójrz na swój stoli.
Dziewczyna wykonała polecenia swojej koleżanki-psycholki. Na stoliku leżało opakowanie tabletek, a na nich karteczka z napisem by koniecznie zażyć je na noc. To były tabletki nasenne.
  • Jeśli miałas do wyboru tę Akademię a więzienie, to lepiej dla ciebie jakbyś poszła do więzienia. Jeszcze zobaczysz... Lumen.
Verona znowu odwróciła się do ściany i zaczęła śpiewać pod nosem coś co brzmiało jak kołysanka.
Naskarżenie dyrektorowi o tej wariatce nic nie da skoro on wie o tym. A jak wszyscy wiedzą o tym, że Asch jest stuknięta, to czmu ją tu jeszcze trzymają? A może nie jest... niee, to nie możliwe. Duchy, wampiry, wilkołaki, wiedźmy, zombie czy superbohaterowie – jak bardzo chcielibyśmy, żeby istnieli, to i tak to tylko fikcja.
Lumen tylko jęknęła nad swoim losem i cieszyła się, że jej współlokatorka przynajmniej siedzi cicho i kontynuowała rozpakowywanie.


1 w nocy.
Lumen właśnie przerwała czytać "Wielki Marsz" i planowała zgasić światło i pójść spać. Spojrzała tylko na łóżko Verony. Dziewczyna leżała ściśle pod kołdrą i patrzała w sufit z szeroką otwartymi oczami. Nie jedna osoba mogłaby się wysrzaszyć na ten widok, bo wyglądało to trochę przerażająco. Lumen Rose tylko westchnęła i zgaszywszy światło otuliła się pościelą z zamiarem szybkiego zasnięcia.
Po 10 minutach dziewczyna usyszała dziwne drapanie. Brzmiało to jakby mysz była w ścianie i próbowała się wydostać. Już żałowała, że jednak nie zażyła tych tabletek nasennych, lecz musiała się przekonać na własnej skórze, że te dźwięki to tylko wymysł wyobraźni jej nowej koleżanki.
Nagle usłyszała przeszywający krzyk. Potem jakby rzucanie kulą do kręgli o podłogę.
Lumen automatycznie zapaliła światło i spojrzała na Verone, które skulona zerknęła na nią i szepnęła "mówiłam". Wciąż słychać było huki i szurania.
Lumen Rose nie należy do osób siedzących i nic nie robiących, dlatego podeszła do drzwi i nacisnęła na klamkę. Zamknięte.
  • Co do diabła?! - krzyknęła wstrząśnięta dziewczyna.
  • Po północy zamykają wszystkie drzwi by nikt nie mógł wyjść. - odpowiedziała dziwnie spokojnie Verona.
  • Nie zostawie tak tego... - Lumen kopnęła kilka razy nogaą w drzwi, chociaż wiedziała, że to bezsensowane. Już chciała wziąć z kosmetyczki wsuwkę i otworzyć te drzwi, bo nauczyła się to robić dzięki youtube, ale zauważyła, że nie ma dziurki od klucza. Drzwi zamyka się tylko z jednej strony. Białowłosa chodziła przez chwilę w kółko, ale głosy z koytarza nie dawały jej się skupić. Nie było nic w pokoju czym mogłaby wyważyć te drzwi, a by zrobić to samodzielnie jest za słaba. Zdesperowana padła na zimie i przez szparę pomiędzy drzwiami chciała dojrzeć cokolwiek. Nie było widać żadnych postaci, tylko cienie. Nie można było określić dokładnie kogo to były cienie, ale dziewczyna była pewna, że ludzkie.
    Nagle wszystko ucichło. Skończyło się. Lumen tylko ucieszyła się z głupoty ludzi, że zostawili zapalone światło na korytarzu, ale nadal nie miała pojęcia kto to był. Spojrzała na Verone. Leżała teraz cała pod kołdrą, więc dziewczyna dała sobie spokój z tłumaczeniem jej, że to nie duchy. W tej chwili marzyła tylko o jednym – śnie.

    (napisane zostało w sierpniu 2013, ale zapomniałam dodać, nie chce mi się nawet tego czytać, ale będzie zabawnie za parę miesięcy/lat jak to zobaczę :)

wtorek, 30 lipca 2013

Zapoznanie.

- Witam wszystkich zgromadzonych bardzo serdecznie! - rzekł doniosłym głosem mężczyzna na scenie. - Nazywam się Marcus D. Hall i jestem dyrektorem tej szkoły.
Lumen stwierdziła, że dyrektor bardziej wygląda na starą gwiazdę rocka niż na jakiegoś businessmana. Miał on siwe włosy do ramion, lecz musiały być farbowane, bo nie wyglądał na więcej niż czterdzieści parę lat. Miał na sobie niechlujny frak z przypiętymi do niego srebrnymi i złotymi przypinkami, łańcuchami i ćwiekami. Także kilka tatuaży zdobiło jego ciało. Lecz najbardziej dziewczynę fascynowały jego buty. Miał on bowiem srebrnego węża, który oplatał obuwie, a jego paszcza znajdowała się tam gdzie czubek buta. Wyglądało to niezwykle efektownie i... drogo. Jedynie powagi dodawały mu kwadratowe okulary, chociaż ich oprawki też były ze złota.
- Pierwszoklasiści! Za mną znajdują się nauczyciele, którzy będą was uczyć przez najbliższe lata. Powitajmy ich brawami bardzo serdecznie! - gdzieś tam i ówdzie można było usłyszeć jakiś entuzjazm, lecz większość uczniów, już znużona, zerkała na zegar powyżej głowy dyrektora.
- Tak, a więc zaczynamy kolejny rok szkolny. Nie będę przedłużał swojego przemówienia, więc tylko przypomnę, że w razie wszelakich problemów proszę się zgłaszać do mnie... a raczej do naszej wspaniałej vice dyrektor. A o to i ona, Carmen Jones! - Hall podniósł do góry rękę ładnej mulatki po 30, która nie była zadowolona z tego, że jej szef narzuca na nią swoje obowiązki.

- Plany zajęć proszę sobie wydrukować ze strony naszej szkoły lub zgłosić się po nie do recepcji. Jeśli to już wszystko to możemy koń...
- Klucze do pokoi.
- Hm?
- Gdzie są klucze do pokoi! - Jones szeptała ze złością do dyrektora.
- Ach, tak, oczywiście! Dziękuję Carmen... to znaczy pani vice dyrektor! Ci którzy mają przydzielony akademik muszą iść do recepcji po klucz do pokoju.
Dziękuję wam bardzo! Byliście wspaniali! A teraz udajcie się odpocząć, bo od poniedziałku zaczynamy zajęcia! - dyrektor od razu wyszedł za kulisy, a za nim Carmen Jones i reszta nauczycieli.
- Czyli i tak i tak trzeba iść do tej cholernej recepcji. Matko, przecież tam będzie dłuższa kolejka niż do muzeum. - lamentowała Lumen.
- Właśnie, Lumen, Ace, wy będziecie mieszkać w akademiku czy normalnie w domu? - spytała się Evellyn.
- Ja mieszkam w akademiku, dlatego nie podoba mi się, że muszę stać w tej chorej kolejce po jeden klucz! Jakby nie mogli rozdawać je przed wejściem... - odpowiedziała Lumen.
- Ja tak samo. A ty księżniczko?

Eve zaczerwieniła się po słowach Lucasa.
- Ech, ja mieszkam z rodzicami. Niedaleko mamy rezydencję.
- To ty jesteś od tych słynnych McCarty? Ci od tych broni? - spytał się Ace uśmiechając się szeroko.
- Tak. Mój tata stworzył tą firmę. - odpowiedziała nadal czerwona Evellyn.
- Wow, Eve! Przecież oni robią bronie nawet dla naszego rządku! Karabiny, bazooki, wszystko! Niesamowite!
- Skoro tak uważasz. - rozpromieniła się dziewczyna łapiąc się za nadgarstki. W tym momencie telefon zaczął jej dzwonić. Spojrzała na niego i szybko odpowiedziała:
- Oj, miło mi się z wami rozmawiało, mam nadzieję, że spotkamy się w poniedziałek wszyscy razem. Teraz musze lecieć, tata po mnie przyjechał, na razie! - pomarańczowowłosa dziewczyna jak szybko przybiegła do ławki Lumen, tak samo szybko wybiegła z sali.
- Na pewno się jeszcze spotkamy, księżniczko. - pomachał do niej Ace. - Różyczko? - teraz zwrócił się do Lumen.

- Nie mów tak do mnie.
- Dobrze, różyczko. Chciałem tylko powiedzieć byś uważała na tą małą.
- O co ci chodzi?
- Nie zauważyłaś?
- Czego nie zauważyłam? - zdziwiła się dziewczyna.
- Gdy zapytałem się Eve czemu jest w akademii złapała się za nadgarstki i wykręcała się z odpowiedzi.

- Tak, pamiętam. Powiedz szybko o co ci chodzi, bo muszę czym prędzej ustawić się w kolejkę. - ponaglała go Lumen.
- Też musiałaś zauważyć, że pod bluzką miała zgrubienie z okolicach nadgarstków. Czyli musiała coś tam mieć.
- Bandaż. Miała tam bandaż. Widziałam go, gdy spojrzała na zegarek. Wtedy jej rękaw podwinął się trochę do góry.

- Właśnie!
- Pewnie się tnie, dużo głupich nastolatek tak robi.
- Za samo cięcie się nie dostaję się do Psycho Academy. Musiała podciąć sobie żyły. Pewnie chciała popełnić samobójstwo, lecz nie udało jej się. Nawet podejrzewam, że mogła to zrobić nie pierwszy raz i w końcu rodzice zareagowali. PA to idealna szkoła dla dzieci bogaczów, które nie mają wszystkiego w porządku pod sufitem. Pewnie wszystkim znajomym mówią, że jest w bardzo drogiej i rekomendowanej szkole prywatnej. 
- Brawo, Sherlocku! Ale dlaczego mówisz mi o tym wszystkim? - skomentowała Lumen.
- Ach, różyczko. Ta szkoła może ma za zadanie polepszania psychiki uczniów zanim osiągną pełnoletniość, ale jest całkowicie odwrotnie. Tak jak mówiłaś, tu wszystko jest chore, a najmniej chorzy są uczniowie. Dlatego uważaj na nią, bo osoby słabe psychicznie nigdy sobie nie poradziły w tej szkole.
- Dobrze, Acemann. Mniejsza o to, zobaczymy jak życie się potoczy. Jak będzie chciała sobie podciąć żyły przy mnie to chyba oczywiste, że ją zatrzymam, bo jeszcze oskarżenia padną na mnie, a nie mogę sobie na to pozwolić, ale to co robi w domu to jej sprawa. - niecierpliwiła się białowłosa.
- Nie jesteś zbyt uczuciowa, prawda? - nagle uśmiech Ace stał się ponury, a oczy nieobecne.
- Emocje przeszkadzają nauce.
- Lub ją uskrzydlają - powiedział po chwili już obecny chłopak.
Lumen uśmiechnęła się pierwszy raz odkąd tu była. Teraz wstała i kierowała się do recepcji.
- To będzie ciekawy rok. - skomentowała.

niedziela, 21 lipca 2013

The beginning.

Private Academy.
Akademia założona w 1986 roku przez Normana D. Hall.
Mężczyzna ten był jednym z najbogatszych ludzi w Ameryce w latach 80-tych, a zarazem był tak szanowany i dobry, że każdy go uwielbiał. Pewnego dnia postanowił wybudować szkołę. Wszystkie koszty pokrył sam, z własnej kieszeni. Zdziwieniem dla wszystkich było to, że szkoła nie jest publiczna, lecz jest to prywatna szkoła dla naprawdę wyjątkowych uczniów. Szczególnym szokiem jednak okazało się to, że założyciel sam wybierał studentów jego szkoły, a nie było żadnych podstawowych zasad, które każdy musiał spełniać. Mógł przyjść do niego najbogatszy człowiek świata, a jego dziecko nie spełniałoby jego warunków w głowie, to i tak by się nie dostał do akademii. Wywołało to trochę kontrowersji w tych latach, ale po dekadzie już dla wszystkich były normalne zasady panujące w szkole. Norman D. Hall słynął z prostoty i był bardzo praktyczny. Nie interesowały go żadne ozdobniki i szczegóły, dlatego nazwa szkoły była łatwa i pospolita. Private Academy - Prywatna Akademia.
Dla osób "z zewnątrz" po dziś dzień jest to zwykła, prywatna szkoła z internatem, lecz tak na prawdę, do tej akademii uczęszczają nastolatkowie z problemami psychicznymi. Hall był zafascynowany mózgiem ludzkim i najróżniejszymi psychopatami. Z początku przyjmował nawet młodocianych seryjnych morderców, lecz później szkoła ograniczyła się do osób z problemami, a niebezpieczni trafiali do szpitali psychiatrycznych lub poprawczaka, zależy od psychiki i powodu działania. Dlatego ludzie wtajemniczeni nazywali tą szkołę, Psycho Academy.
Do szkoły mogły uczęszczać osoby od 16 do 18 roku życia. Nie było żadnych klas "A", "B" itd. Były 3 grupy wiekowe i każda grupa miała ze sobą te same lekcje, dlatego sale lekcyjne były przeogromne. Przedmioty w szkole były następujące: Ścisły (matematyka, fizyka, chemia), Biologiczny (biologia, chemia, geografia), Społeczny (historia, WoS), Angielski, Język Obcy (do wyboru - hiszpański lub francuski), Artystyczny (na zmianę - muzyka, plastyka). Dyrektor wymyślił by skrócić przedmioty do 6 ,by nie przemęczać uczniów niepotrzebnym materiałem, który nic im nie da w życiu. Za to każdy uczeń ma do wyboru 2 przedmioty, którekolwiek chce, i dostaję po 2 dodatkowe godziny go w tygodniu. Lekcje trwają od 9 do 14, potem od godz. 16 zaczynają się zajęcia dodatkowe, które każdy ma innego dnia i o innej porze. Jeszcze od 2 roku nauki w szkole, uczniowie muszą uczęszczać na spotkania z psychologiem, który sam wyznacza ile godzin trwają spotkania i kiedy będą. Oczywiście do psychologa szkolnego może pójść każdy, bez względu na wiek, ale dla pierwszoklasistów nie jest to obowiązkowe, bo dyrektor chciał, aby już "od wejścia" nie były traktowane jak psychopaci, socjopaci czy idioci.
W roku 2000 Norman zachorował na chorobę, gdy pojechał do Afryki w interesach. Jego ciało nie posiadało odpowiednich antygenów, a także mężczyzna z początku ignorował objawy i zmarł na wirusa Marburg. W tamtym roku stanowisko dyrektora zajął jego syn - Marcus. D. Hall. Szkoła, za czasów jego rządów, złagodniała, ale za to czesne były droższe i ograniczono tak zwane "stypendia", dostawane przez dzieciaki, których inna psychika została zauważona przez policję, urzędników lub inne osoby rządowe i które nie mają rodziców ani opiekunów, ale nie wykroczyły poza prawo by znaleźć się w poprawczaku. Lecz ogólne podstawowe zasady i układy pozostały do dziś.

~~

Lumen Rose właśnie wkroczyła przez próg akademii.
Objęła wzrokiem pomieszczenie. Stała w ogromnym holu z beżowymi ścianami na których było pełno "mądrych" i "wspierających na duchu" cytatów. Dziewczyna prychnęła i omijając cytat "Szczęście to je­dyna rzecz, która się mnoży, jeśli się ją dzieli." przeszła dalej do korytarza. Nie stała w kolejce przy recepcji, jak niektórzy ludzie, by spytać się co się gdzie znajduję i gdzie ma się zameldować, ponieważ wyczytała wszystko na stronie akademii. Nie rozumiała ludzi, którzy bez żadnego planu przychodzą do miejsca, gdzie mają spędzić kilka lat i dowiadują się wszystkiego 10 minut przed rozpoczęciem. A na stronce była nawet mapa jak dojść do głównej sali, gdzie mają się spotkać wszyscy uczniowie. Szła dalej z pogardliwą miną dla tego budynku. Uważała, że to wszystko jest jakiś absurd, cała ta szkoła jest po prostu śmieszna, a mężczyzna, który ją stworzył musiał być równie psychiczny jak jego uczniowie.
Dwa kosmyki białych włosów, które opadały po bokach jej policzków, niesfornie latały po twarzy, gdy Lumen zaczęła biec do sali. Zauważyła właśnie, że została jej minuta, a ona nienawidzi się spóźniać, a raczej... nigdy tego nie robi. "Wszystko przez to odprowadzenie mnie pod samą szkołę przez opiekę społeczną, jakbym była jakimś kryminalistą i miałabym uciec." myślała sobie ze zgorszeniem. Gdy wpadła do sali, zdziwiła się, ponieważ było zapełnione zaledwie 80% sali, a dokładnie widziała na zdjęciach w internecie, że sala była całkowicie pełna, a niektórzy ludzie musieli stać, bo nie było gdzie usiąść. Dziewczyna rozglądała się chwilę po pomieszczeniu swoimi dużymi zielonymi oczami, aż nagle jakaś pomarańczowowłosa dziewczyna z rozbiegu do niej podbiegła.
- Hej, mogę się dosiąść?
- Tak. - odpowiedziała bez namysłu Lumen.
- Nazywam się Evellyn McCarty. Jestem tu nowa, ale idę na drugi rok. Ty wyglądasz na starszą, jak chcesz by usiedli koło ciebie twoi przyjaciele to mogę się przesiąść... - dziewczyna mówiła bardzo szybko, chociaż cicho i łagodnie. Miała błękitne oczy, które niesamowicie kontraktowały z pomarańczowymi lokami. Lumen zauważyła, że ma bardzo dziecięcą twarz i prędzej wygląda na 13latkę niż na 17latkę.
- Nie, ja też jestem tu nowa i nie znam nikogo, ale także będę uczęszczać na drugim roku.
- Ach, to fajnie! Może będziemy z początku trzymać się razem. A w ogóle to biegłam tu jak opętana i myślałam, że się spóźnię, a tu jeszcze nie jest pełno, a już jest - w tym momencie spojrzała na swój złoty zegarek - 8 po 10. Dziwne, nie dość, że spóźniają się uczniowie, to jeszcze dyrektora nawet nie ma...
- Widać, że jesteście tu nowe. - dziewczyny automatycznie się odwróciły i zobaczyły siedzącego na ławce chłopaka z kolczykiem w nosie i długimi brązowymi warkoczykami, które mogłyby mu pozazdrościć liczne dziewczyny. - Tutaj zawsze tak jest. Dyrektor nie ma w swoim słowniku słowa "punktualność" i w najlepszym przypadku spóźni się 10 minut i to tylko wtedy, gdy vice dyrektorka zmusi go do przyjścia tak szybko. Dlatego też jest tak mało uczniów, bo 2 i 3 klasiści wiedzą, że nie ma co przychodzić na czas.
- Czy wszyscy i wszystko w tej szkole musi być chore? - skomentowała Lumen z wyraźną niechęcią do dyrektora i odrazą do tak długiego czekania.
Chłopak krótko się zaśmiał. Zszedł z ławki i przysunął krzesło do ławki dziewcząt.
- Niech zgadnę, pomarańczowowłosa idzie na 1 rok, a białowłosa na 3, racja? - chłopak uśmiechnął się szeroko ukazując swoje białe siódemki
- Nie-e. Obydwie idziemy na 2 rok. - odwzajemniła uśmiech dziewczyna o dziecięcej twarzy. - Tak w ogóle, to nazywam się Evellyn McCarty, a to jest... emm... - dziewczyna pokazała na Lumen i dopiero zorientowała się, że białowłosa nie zdradziła jej swojego imienia.
- Lumen Rose. - przedstawiła się dziewczyna.
- Evellyn McCarty i Lumen Rose. Piękne imiona dla pięknych dam. Chociaż jestem w szoku, jedna z was wygląda na gimnazjalistkę, a druga jak studentka. Ja natomiast nazywam się Lucas Acemann, możecie nazywać mnie Ace. I niestety chodzę do 3 klasy, więc nie będziemy ze sobą na zajęciach.
- Szkoda, Ace. - powiedziała rozpromieniona Eve, która nadal była zauroczona uśmiechem chłopaka i kompletnie zignorowała to, że została porównana do gimnazjalistki.
- Jestem bardzo ciekawy jaki jest powód waszego pobytu tutaj. Ja, na przykład, jestem tu, bo uważają mnie za świra! Mam niby momenty, w którym straszę ludzi swoim zachowaniem, albo przepowiadam im śmierć. Przecież to zwykłe wygłupy, a oni potraktowali to poważnie i wysłali mnie do psychologa. On natomiast stwierdził, że wynika to z trudnego dzieciństwa i takie tam i, że powinienem udać się do tej specjalnej szkoły. Psycho Academy, ha! A wasz powód, jeśli mogę spytać? - zapytał nigdy-nieprzestający-się-śmiać Ace.
- Jestem niewinna. Nie mam pojęcia co tutaj robię, ale wyczytałam, że mają tu dobry poziom nauki, więc czemu się sprzeczać? Czemu nie Private Academy, skoro jest za darmo? - odpowiedziała Lumen nie patrząc się na Ace'a tylko wypatrując czy ktoś nie wyszedł na scenę.
- Ha! Każdy z nas jest niewinny, każdy z nas jest zdrowy, droga Lumen. Każdy w Psychooo Acaaademy jest przez pomyłkę lub z niewiadomych przyczyn. Lecz ty zdajesz się prawdziwym oryginałem.
- Jak tam chcesz, Acemann. - powiedziała Rose nadal nie zwracając uwagi na swoich towarzyszy.
- A ty, księżniczko? - Ace skierował to do Evellyn.
- No... ja... ten, tego... emm...
Właśnie w tej chwili kilkunastu ludzi wyszło na scenę. Lumen zauważyła, że w trakcie ich konwersacji, sala wypełniła się. Teraz każdy zamilkł.